- I jak ja mam im przekazać tę wiadomość, co? - la¬mentował Doug, tym samym lejąc miód na jej serce. Nie¬wiarygodne, komuś naprawdę na niej zależało...
Rozmowa z matką przebiegła w zupełnie innej atmo¬sferze. - A po co miałam ci mówić o śmierci mojej kochanej Lary? - zdziwiła się obłudnie Isobelle. - Ona cię nigdy nie obchodziła. Chyba ci się coś pomyliło, pomyślała Tammy, ale ugryzła się w język. - Zabieram Henry'ego do Broitenburga – oznajmiła chłodno. W słuchawce zapanowała cisza. - Do tego księcia, który teraz tam rządzi? Jak mu na imię? - Mark. - Proszę, proszę - zadrwiła Isobelle. - Ale to za wy¬sokie progi jak na twoje nogi. - Słucham? - Nie złapiesz go, nie masz szans. Musiałabyś być dużo ładniejsza. Jak zwykle matka myślała tylko o jednym. Dla niej mężczyźni stanowili wyłącznie środek do osiągnięcia celu. - Ja nie... - Sporo o nim słyszałam. Ten twój książę Mark ma ko¬biet na pęczki. - Isobelle zaśmiała się nieprzyjemnie. – Jest bogaty jak Krezus. Naprawdę myślisz, że ktoś taki w ogóle cię zauważy? Tarnmy miała serdecznie dosyć tej rozmowy. Spełniła swój obowiązek, informując Isobelle o miejscu pobytu wnu¬ka. Nie musiała znosić jej uwag dłużej, niż było to koniecz¬ne. Wprawdzie miała ochotę powiedzieć jeszcze to i owo, ale właściwie... Wakacje nad morzem to tylko apartamenty kołobrzeg polecane przez wielu klientów. Odłożyła słuchawkę. Następnie Mark poruszył kwestię ubrań. - Gdzie mieszkasz? Chciałbym wysłać kogoś, żeby spa¬kował twoje rzeczy. Oczywiście, nie wszystko naraz, resztę prześle się później. Tammy zrobiła wielkie oczy. Jaką resztę? Miała jeszcze jedne dżinsy, kilka bluzek, parę swetrów i kurtkę z kapturem - to wszystko. - Wynajmuję niewielki pokój na peryferiach, po połud¬niu wezmę taksówkę i pojadę tam, żeby zabrać to, co mi potrzebne. Całość z pewnością zmieści się do plecaka. Na miejscu kupię sobie nowe dżinsy. Macie chyba dżinsy w Broitenburgu, co? - Tak, ale... - Mark zmarszczył brwi, lecz Tammy nie zauważyła tego, zajęta huśtaniem Henry'ego na kolanach. Od rana uśmiechnął się aż dwa razy, teraz pracowała nad trzecim uśmiechem chłopca. - Zrozum, nie możesz wystą¬pić w dżinsach podczas uroczystej kolacji. Mamy taki zwy¬czaj, że codziennie... - Może ty masz taki zwyczaj, ja nie. W życiu nie byłam na uroczystej kolacji. Buty z wysokimi cholewkami Spochmurniał jeszcze bardziej. - Ale teraz jesteś członkiem rodziny panującego. - Jestem sobą, jeśli łaska. - Henry ma zostać wychowany na następcę tronu. Nie mogę pozwolić... Ponownie podrzuciła siostrzeńca na kolanie, po czym uściskała go mocno. - Moim zdaniem Henry ma w nosie uroczyste kolacje przy świecach - zaśmiała się. Wyraz twarzy Marka nie zmienił się ani na jotę. - Postawmy pewne sprawy jasno - zażądał. - Czy tego chcesz, czy nie, będziesz przebywać na zamku jako członek rodziny i dlatego musisz się dostosować do obowiązujących tam norm. - Dobrze, pójdę na pewne ustępstwa. - Popatrzyła na swoje znoszone buty. - Kupię sobie nowe tenisówki. - I to ma być ustępstwo? - A co? Mam sobie sprawić tiarę i szpilki, zanim mnie w ogóle wpuszczą do Broitenburga? - Tiarę niekoniecznie, ale coś bardziej eleganckiego niż to, co teraz masz na sobie... Zdecydowanie potrząsnęła głową. - Nie ma mowy. Mieliście swoją olśniewającą ksi꿬niczkę, ale Lara nie żyje. Teraz jestem ja. Mimo wysiłków, książę nic więcej nie wskórał i kiedy w końcu limuzyna Charlesa zawiozła ich na lotnisko, mieli ze sobą stos waliz z jego ubraniami, jedną z rzeczami Henry'ego i wytarty "plecak, w którym zmieściło się wszystko, co posiadała Tammy. ROZDZIAŁ SZÓSTY Tammy po raz pierwszy miała lecieć pierwszą klasą. Miejsca było pod dostatkiem - tak dużo, że aż czuła się nieswojo. Ustawiono nawet składane łóżeczko i rozłożono miękki pled na podłodze, by Henry miał się gdzie bawić. Stewardesy przybiegały na każde skinienie. Tammy uznała, że to dobra okazja, by zadać Jego Wy¬sokości parę niedyskretnych pytań. Nawet jeśli się obrazi, nie będzie mógł nic zrobić. Przecież nie wyrzuci jej z sa¬molotu. - Masz żonę? - Już ci mówiłem, że nie. - Ale czy jesteś sam? Historia Walentynek Najpierw uniósł brwi, a potem w jego oczach zamigo¬tało rozbawienie. - Pytasz o to, czy mam przyjaciółkę, czy mam przyja¬ciela, czy może psa? Nie mogła się nie uśmiechnąć. - Wszystko naraz. Milczał przez chwilę, wreszcie postanowił odpowiedzieć. - Mam przyjaciółkę. Aha, więc jest przyjaciółka. To czemu całował się z in¬ną? Może Isobelle miała rację? Może to faktycznie niepo¬prawny kobieciarz? A nawet jeśli, to co z tego? Przecież wcale jej to nie obchodzi. Nic a nic. - A ty? - zainteresował się nagle. - Z moich informacji wynika, że nie masz nikogo. - To nieuczciwe! - zaoponowała. - Ja musze ci wierzyć na słowo, podczas gdy ty nasłałeś na mnie detektywa.